Showing posts with label English to Polish. Show all posts
Showing posts with label English to Polish. Show all posts

Wednesday, February 17, 2010

Sweet Violets


Prześliczne fiołki


Prześliczne fiołki
Śliczniejsze niż te róże
Cała łąka w kwiatach i pąkach
Cała w ślicznych fiołkach

Raz pewien farmer zaprosił dziewczynę
Do domu i kazał jej wejść pod
Swój ganek, bo potwornie wtedy padało
Powiedział: „O dziewczyno, masz piękne
Oczy, tak słodkie, że chcę w nich utonąć
Taką dziewczynę chcę mieć w swych
Pokojach, by nie było brudu i śmieci
Chcę wziąć cię za żonę i mieć z tobą

Prześliczne fiołki
Śliczniejsze niż te róże
Cała łąka w kwiatach i pąkach
Cała w ślicznych fiołkach

Dziewczyna mu rzekła by lepiej siedzieli
Cicho bo ojciec go jeszcze
Usłyszy i przyjdzie już z nim porozmawiać
I nigdy nie będą się więcej
Przyjaźnić. Tak ojciec ich zastał na ganku
O! Moja córka jest twoją
Wybranką, lecz przemyśl to nim powiesz tak
Bo na zawsze będziesz miał życie we

Wspaniałych fiołkach
Śliczniejszych niż te róże
Cała łąka w kwiatach i pąkach
Cała w ślicznych fiołkach

Lecz farmer się uparł, że chce wziąć z nią ślub
I zaczął już marzyć o weselnym
Stroju, którego zakupił za grosz
Lecz marny był potem już chłopaka
Dzień, bo zapomniał obrączek na ślub
I tak oto nastąpił koniec
Historii, w której jawi się mądrość taka:
Mężczyznę kocha się za jego

Prześliczne fiołki
Śliczniejsze niż te róże
Cała łąka w kwiatach i pąkach
Cała w ślicznych fiołkach



______________________________________________
Original lyrics (amazing!): Dinah Shore - Sweet Violets
Some poor loser's translation: Słodkie fiołki

Inspired by Massolit. I spent here today about four hours reading books and writing notes and not buying anything except a cup of coffee. I feel like a parasite... But they were so nice to me :)

Wednesday, February 10, 2010

Optical Properties of Porous Glass Modified with Vanadium (V) Oxide


Właściwości optyczne szkła porowatego

z dodatkiem tlenku wanadu (V)

Streszczenie
: Szkło porowate z dodatkiem tlenku wanadu (V) zostało otrzymane poprzez nasycenie roztworu wodnego NH4VO3, a następnie termalny rozkład soli. Omówione zostaną zmiany w widmach przeniesienia ładunku, wynikające ze zwiększonej zawartości osadzonego tlenku oraz sorpcji wody, a także możliwość wykorzystania szkła z dodatkiem wanadu w wizualnym monitorowaniu wilgotności powietrza.



Poprzez wprowadzenie jonów metali przejściowych do żelu krzemionkowego można uzyskać dużą różnorodność materiałów optycznych [1-6]. W szczególności zbadany tutaj został przebieg syntezy przeźroczystych warstw krzemionek, w tym anionów tlenowych wanadu (IV) i wanadu (V) [4-6]. Optyczne nośniki tego rodzaju można uzyskać poprzez zmodyfikowanie porowatego szkła odpowiednimi dodatkami [7]. Jedną z korzyści otrzymanych w takim przypadku jest dostęp do gazów i par składników wprowadzanych do porowatej przestrzeni szkieł, i w konsekwencji, możliwość zastosowania zmodyfikowanych szkieł porowatych jako czujników optycznych. Istotne znaczenie ma także problem kontrolowania absorpcji światła w strefie widzialnej i ultrafiolecie poprzez wybór modyfikatora oraz zmianę wielkości cząsteczek wprowadzanych do otwartych porów szkła. Omówione zostaną także możliwości rozwiązania tych problemów na przykładzie szkieł porowatych modyfikowanych tlenkiem wanadu (V).

Zastosowane w tym badaniu szkło porowate zostało uzyskane poprzez ługowanie szkła sodowo-boranowokrzemowego (w % mol): 0,07 Na
2O · 0,23 B2O3 · 0,70 SiO2, które poddano wstępnej obróbce cieplnej (3 dni w temp. 530°C, a następnie wyżarzanie przez 3 godziny w temperaturze 480°C) [8 i 9]. Właściwa powierzchnia porowatego szkła (80m m2 g 1) została otrzymana poprzez adsorpcję argonu w niskiej temperaturze, a wielkość porów (0.16 cm3 3g-1) i ich najczęstszy promień (4,5 nm) poprzez izotermę adsorpcji wody i parametry pętli histerezy adsorpcji [8-10]. Płyty szklane o grubości 1,0-1,2 mm zostały dodatkowo wypolerowane. Otrzymana transmisja światła w widzialnym oraz bliskim ultrafiolecie zakresie spektrum została przedstawiona na rys. 1.


Należy zauważyć, że możliwość uzyskania przeźroczystych płyt szklanych jest ograniczona nie tylko przez zakres promieni małych porów, ale także trudności w zapewnieniu jednorodności optycznej, w szczególności stałego współczynnika załamania światła na całej grubości płyty. Tlenek wanadu (V) odłożył się na ścianach kanałów porowatych szkieł poprzez nasycenie roztworu wodnego wanadanu amonu i przez późniejsze odwodnienie w temperaturze 120°C i rozkład termiczny soli przez prażenie w temperaturze 400°C. Widma transmisyjne roztworów nasyconych i płyty szkła zostały zmierzone na automatycznym spektrometrze SF-56. Badając zależność widma od wilgotności powietrza, umieściliśmy próbki szkła w eksykatorach nad roztworami kwasu siarkowego o stężeniach zapewniających względne ciśnienie pary wodnej w granicach p/p0 = 0,2-0,8. Spektrum polikrystalicznego tlenku wanadu V2O5, stanowiące optyczne odniesienie dla MgO, zostało zmierzone na spektrometrze SF-16 z fotometrem kulistym.

Widma transmisyjne wodnych roztworów NH4VO3 (rys. 1), uzyskane w kwarcowych kuwetach o optycznej grubości l = 1 cm, wraz ze wzrostem stężenia z 0,001 do 0,05 M przesuwają się w kierunku fal o większej długości. Nie da się określić skrajnych pozycji pasm (nawet gdy l spada do 1 mm), jako że współczynniki ekstynkcji w widmach przesunięcia ładunku anionów tlenowych różnych gatunków wanadu w roztworach są na porządku εmax ≈ 104 [11].

Zaobserwowane zmiany pasm zostały zinterpretowane jakościowo [11, 12] jako efekt stopniowego połączenia monomerów VO43-, HVO42- i VO3- w wielojądrowe aniony wanadu poprzez proces zwiększania stężenia i zmiany pH roztworu. Jednak określenie poszczególnych gatunków anionów i ich proporcji jest bardzo trudne, nawet przy silnym rozcieńczeniu [11, 12]. Etapy „koncentracji” widma roztworu (rys. 1, krzywe 1-3) zachodzą także w przypadku płyt szkieł porowatych nasyconych roztworami i wysuszonych na stałą masę w temperaturze 120°C. W tym przypadku jednak zachodzi przesunięcie krawędzi pasm na fale o większej długości, co powoduje, że zmodyfikowane szkła zmieniają barwę na odcień od bladej do intensywnej żółci.

Na pierwszy rzut oka, można by oczekiwać, że rozkład termiczny wanadanu amonu w powietrzu na krzemionkowej powierzchni szkła powinien wydzielić małe cząsteczki większego tlenku V2O5. Eksperymenty ze sproszkowanym polikrystalicznym NH4VO3 wykazały, że termoliza soli zachodzi do końca tylko w temperaturze bliskiej 400°C. Widmo uzyskanego w ten sposób pomarańczowo-czerwonego V2O5, zbadane w odbitym świetle rozproszonym, zostało przedstawione na rys. 1.

W tym kontekście, jest to dość znaczące, że widma zmodyfikowanego szkła obrabianego w zakresie 120-400°C pozostały prawie bez zmian. Sugeruje to, że rozkład małych cząsteczek soli na powierzchni krzemionki jest całkowity nawet w temperaturze odwodnienia szkła i powoduje wydzielenie małych cząsteczek tlenku wanadu w formie klastrów, o indywidualnych cechach ich struktury elektronowej. Właściwości te różnią się od cech masowego V2O5, i są do pewnego stopnia „dziedziczone” po ich prekursorach - anionach w związkach nasyconych.

Zarejestrowane widma przeniesienia ładunku powstają w wyniku pobudzenia elektronów z niewiążących orbitali 2p tlenu do niezajętych orbitali 3d wanadu (V). Prawdopodobnie ich przesunięcie ku czerwieni jest spowodowane nagromadzeniem efektu negatywnego efektywnego przeniesienia ładunku na tlen w miarę zwiększania rozmiaru klastrów tlenku wanadu. Rzeczywiście, w tym przypadku, orbitale 2p tlenu będące dawcą będą destabilizowane, a podział akceptujących stanów 3d wanadu (V) zwiększy się, co ostatecznie spowoduje spadek energii przejść 2pn (O) →3d(V).

Zawartość tlenku wanadu (V) w szkle jest zbyt niewielka, by móc określić ich ilość i może być tylko oszacowana z zastosowaniem porowatości szkła. Ilość NH4VO3 w porowatym szkle, dostarczona przez nasycenie, jest tutaj określana jako Q = cεγ, gdzie c jest stężeniem roztworu; ε, wielkością porów szkła; γ, współczynnikiem charakteryzującym wypełnienia przestrzeni porowej, który zwykle nie przekracza 0,9 [9, 13]. Tak więc, stężeniom nasycenia zastosowanych roztworów (0,001, 0,005, 0,025 i 0,05 M) odpowiada oszacowana zawartość składników VO2.5 w szkle, wynosząca odpowiednio 0,14, 0,70, 3,5 i 7,0 μmol g-1. Z uwagi na prawidłową powierzchnię porowatego szkła (80m m2 g-1), wynika, że jego zapełnienie małymi cząsteczkami tlenku wanadu (V) jest praktycznie znikome. To znaczy, dla jakiegoś zestawu zmodyfikowanych szkieł, dostępna „strefa lądowania” przypadająca na atom wanadu wynosi 20 - 103 nm2.

Rozważmy zatem jakie konsekwencje adsorpcja wody zmodyfikowanego szkła porowatego niesie dla jego widma (rys. 2). Próbki zawierające 0,14, 0,70 i 3,5 μmol g-1 wanadu tlenku (V) zachowują się podobnie, co przejawia się w równych przesunięciach pasm i nasilaniu się żółtego zabarwienia płyt w transmitowanym świetle wraz ze wzrostem wilgotności. Zmiany w elektronicznym widmie zdecydowanie wskazują ma koordynacyjny charakter sorpcji wody przez klastry tlenku wanadu. Duże trudności w desorpcji to dodatkowy dowód na korzyść mechanizmu koordynacji. Na przykład, czyste szkło porowate traci całkowicie adsorbowaną wodę po 2 godzinach ogrzewania w temperaturze 120°C, natomiast odwodnienie zmodyfikowanego szkła, które zaadsorbowało wodę przy wilgotności p/p0 = 0.8, wymaga ogrzewania w takim samym czasie w temperaturze nie niższej niż 250°C. Tylko w tym przypadku możliwe staje się przywrócenie pierwotnego widma odpowiadającego stanowi odwodnionemu. Otrzymane przesunięcia spektrum, towarzyszące sorpcji wody, są zatem wynikiem zwiększenia liczby koordynujących atomów wanadu (V) w klastrach tlenków. Powoduje to, że podział stanów 3d wzrasta, by uformować niższe stany, w których elektrony są przenoszone z tlenu.
(...)

Przy ciśnieniu w granicach p/p0 = 0.2-0.6, zachodzą stosunkowo jednolite przesunięcia pasma i transmisja zmniejsza się w zakresie 500-800 nm (rys. 2). Znaczne zmniejszenie przejrzystości osiągane jest poprzez podniesienie wilgotności do p/p
0 = 0.8, co powoduje skraplanie się wody w porach z przeważającym promieniem 4,5 nm. Konsekwencje sorpcji wody dla widma są całkowicie odwracalne. Podobnie jak w poprzednich przypadkach, całkowite odwodnienie wymaga podniesienia temperatury do 250°C. Jednak w tym przypadku czas przeznaczony na przywrócenie pierwotnego widma jest niemal dwukrotnie dłuższy niż w przypadku odwodnienia szkieł o mniejszej zawartości tlenku wanadu. Fakt, że przy zwiększeniu wilgotności, zmodyfikowane szkła porowate o zawartości 7.0 µmol g-1 zmieniają barwę raczej równomiernie z jasnożółtej do brązowej, a następnie do ciemnego brązu, jak również możliwość wielokrotnej regeneracji termicznej szkła otwiera możliwości wykorzystania go jako wizualny wskaźnik wilgotności powietrza.

________________________________________________

So, this was attempt to translate the article about inorganic chemistry which you can find here.

Monday, November 30, 2009

Logging on Woodlark Island


Konflikt między działalnością przemysłową
a ochroną kultury na wyspie Woodlark (Muyuw)
__________________________________________________
Michael Young


Ogólne cechy społeczeństwa Woodlark

Wy
spa Woodlark ma 60 km długci od wschodu do zachodu i około 30 km szerokości od północy do południa, mierząc w środku wyspy. Przyjęła nazwę po statku, który przepłynął koło jej brzegów w latach 30tych XIX wieku. Pierwsi chrześcijańscy misjonarze, francuscy (później włoscy) Marianiści, przybyli tu w 1847 r. i opuścili wyspę 8 lat później, w większości zignorowani przez tubylców. Zdecydowanie więcej szczęścia mieli bracia Wesleyowie (Metodyści), którzy przypłynęli na Woodlark w 1897 r. Dziś większość wyspiarzy z Woodlark należy do Kościoła ewangelickiego.

Tubylcza nazwa wyspy to Muyuw. Wraz z pobliskimi wysepkami (Egum, Nasikwab i Budibud) oraz Wyspami Marshalla Bennetta (Gawa, Kwaiawata i Iwa), Woodlark stanowi jedną wspólnotę językową i kulturową. Język tubylców (Muyuw) jest językiem austronezyjskim i należy do tej samej rodziny języków („Papuan Tip Cluster”), jakiej używa zdecydowana większość ludności prowincji Milne Bay. Ten morski region obejmujący 500 wysp razem z południowo-wschodnim wybrzeżem lądu jest znany przez antropologów jako Massim – oddzielny obszar kulturowy posiadający wiele wspólnych cech.

W obrębie grupy wysp Woodlark istnieją lokalne różnice dialektu i specjalizacje handlowe, które stanowią oddzielne cechy kulturalne poszczególnych społeczeństw i obszarów. Na przykład Gawa jest słynna z produkcji wielkomorskich kajaków, Budibud z kokosów, świń i mat przeznaczonych do spania, a wschodnie tereny Woodlarku z perfekcji w uprawie yamu. Kiedyś Kweyakwoya na wschodzie wyspy stanowiło ośrodek rzeźby w drewnie, ale te czasy dawno minęły. Dziś Wabanun, znane z wielkości jego ogrodów, wydaje się być dominującym społeczeństwem strefy Kula. Na wyspie można zauważyć mniej istotne różnice kulturalne. Na przykład pory sadzenia i zbiorów yamu wahają się między wschodem i zachodem; układ ogrodów yamowych na wschodzie i w centrum jest zorientowany na linii wschód-zachód („podążając za słońcem”), podczas gdy w Madau na zachodzie wyspy (kulturalnie najbliżej Gawy) orientacja ogrodów przebiega na linii północ-południe. Obrzędy pochówkowe i uczty pogrzebowe różnią się nieco na terenach wschodnich i zachodnich. Wszystkie te różnice odgrywają istotną rolę w budowie lokalnej tożsamości.

Jak wszystkie wyspy strefy Massim, mieszkańcy Woodlark się utrzymują się przy życiu dzięki ogrodnictwu. Ziemia jest uważana za żyzną, a okres ugoru jest wyjątkowo krótki (5 do 8 lat). Uprawa yamu jest najbardziej prestiżowym rodzajem ogrodnictwa, a tubylcy twierdzą, że ich yamy typu kuv (Dioscorea alata) rosną równie wysoko jak na Trobriandach. Uprawia się również taro, banany, bataty, manioki i wiele innych roślin. Sago jest bardzo ważne dla wielu mieszkańców w przetrwaniu okresu od października do marca. Muyuw uprawiają też kokosy, chlebowce i inne drzewa owocowe. Przeważnie jest tu pełno ryb, a niektórzy mieszkańcy nadbrzeżnych wiosek posiadają ponoć duże nylonowe sieci rybackie, ale w ciągu czterech dni jedyną świeżą rybą, jaką zobaczyłem, był tuńczyk złapany przez członków naszej grupy. Białka dostarczają także kraby i skorupiaki, kuskus [torbacz hodowany jako zwierzę domowe - przyp. tłum.] i niektóre mniejsze zwierzęta i ptaki. Choć w lasach jest pełno dzikich świń, nie odniosłem wrażenia, żeby Muyuw byli tak zapalonymi myśliwymi jak mieszkańcy innych wysp prowincji.

Wieprzowina to rzadki przysmak, bo tak jak na całej Melanezji jest pokarmem odświętnym, przeznaczonym na uczty. W czerwcu w Guasopa odbędzie się wielka uczta pogrzebowa (sagal), na której zostanie zabitych i rozdzielonych co najmniej 20 świń. Ta konkretna uczta została opisana jako soibutu, największa z uczt sagal, która wieńczy pogrzeby kilku ludzi na jednej wspólnej uroczystości: odbywa się taniec do bębnów, a kobiety przyozdabiają swoje ciężkie żałobne spódnice. Takie wieprzowe uczty, z całym skomplikowanym systemem długów i kredytów, są bardzo istotne dla zachowania struktury społeczeństwa Woodlark; w tym przypadku dotyczy to systemu pokrewieństwa i powinowactwa (spokrewnienia przez małżeństwo), obejmującego całą wyspę.

Przytoczę teraz kilka uwag dotyczących pokrewieństwa i małżeństwa ludu Muyuw; zainteresowanych odsyłam do prac Damona. Społeczeństwo Muyuw jest nominalnie „matrylinearne”, to znaczy, pochodzenie i dziedziczenie przebiegają po linii żeńskiej tak, że idealnie mężczyzna dziedziczy (także prawo ziemi) po bracie matki. Ale prawo to wydaje się być znacznie mniej rygorystyczne niż w nieugiętym matrylineacie występującym np. w Dobu, Duau (wyspa Normanby) czy Tubetube. Właściwie prawo matrylinearności na Muyuw jest nawet bardziej swobodne niż na Trobriandach i Missimie. Przypadki adopcji zdarzają się dość często, a także pojawia się kilka wyjątkowych modeli.

Wioski Muyuw są raczej scentralizowane na wzór wiosek Trobriandzkich niż rozproszone jak w przypadku Dobu czy Suau. W dwóch wioskach, które odwiedziłem (Kaulay i Wabunun) domy były rozłożone symetrycznie w dwóch rzędach biegnących mniej więcej na linii wschód-zachód, stojąc naprzeciw siebie po obu stronach szerokiej „ulicy” czy placu. Pozostałe dwie zbadane wioski (Kauway i Guasopa) nie były tak uporządkowane, domy były rozmieszczone bez widocznej regularności, zwrócone do siebie w różnych kierunkach. Powiedziano mi, i brzmi to wiarygodnie, że ten ostatni porządek (czy raczej) był tradycyjnym układem, podczas gdy estetyczne podwójne rzędy to próba naśladowania „nowych” trendów z „Nowej Gwinei”. Przypuszczalnie Wabanun zostało odbudowane w ten sposób w latach pięćdziesiątych i bardzo prawdopodobne, że obecna wioska Kaulay została postawiona dopiero w 1986 r., gdy na życzenie mieszkańców spycharki MBL wyrównały teren. Lecz nie można mieć wątpliwości, że wschodnio-zachodnia orientacja podwójnych rzędów domów jest tradycyjnym układem Muyuw, ponieważ w latach 1891-1892 Administrator Sir William MacGregor zapisał, że we wioskach, które widział (jedna liczyła aż 80 mieszkańców) domy były „rozmieszczone w podwójnych rzędach”.

Zabrakło mi czasu na sporządzenie spisu domów i opracowanie statystyk porządków zamieszkania. Za standardową formą rodziny uważa się rodzinę nuklearną (małżeństwo oraz dzieci, biologiczne lub adoptowane). Nie znalazłem żadnej stałej reguły zamieszkiwania (nie wspomina też o takiej Damon), a małżonkowie mają raczej swobodę co do ostatecznej decyzji miejsca zamieszkania i założenia rodziny. Przypuszczalnie częściej mieszka się z ojcem męża (opcja patrywirylokalna). Odkryłem później z ulgą, że Damon wspominał w swojej pracy, że historie trzech dużych społeczności (Guasopa, Kaulay i Madau) „pokazują, że ludzie żyją w tym samym miejscu z bardzo różnych i złożonych powodów”.

Nie zaprzeczam jednak istnienia porządku zamieszkania. Jest rzeczą zrozumiałą, że żyje się z bliskim krewnym (albo powinowatym), w miejscu gdzie ma się prawo do korzystania z ziemi, które można otrzymać zarówno po matce jak i po ojcu. W pierwszym okresie małżeństwa (kiedy związek jest najbardziej niestabilny) oboje partnerzy pracują dla swoich powinowatych; co znaczy, że mąż może mieszkać przez pewien czas w domu swojej żony. Wtedy ojciec młodego mężczyzny odprowadza parę z powrotem do jego wioski, a mąż ofiarowuje rodzinie jego żony przedmiot wykonany z muszli, w ramach kompensacji za fizyczną stratę siostry/córki.

Nie spotkałem się nigdzie ze zwyczajem opłaty za pannę młodą w ścisłym tego słowa znaczeniu; istnieje za to tradycja mniej lub bardziej odwzajemnionej wymiany (pracy, jedzenia, świń i muszli), która utrzymywana jest aż do śmierci obojga małżonków. Dzieci wieńczą małżeństwo rodziców przez ostatnią opłatę pogrzebową zwaną lo’un. Zrównoważona wymiana dóbr i usług pomiędzy stronami małżeństwa nie oznacza jednak, że związek pomiędzy nimi jest symetryczny, a mężczyzna jest zobowiązany do szacunku i pracy na rzecz ojca (ojców) i brata (braci) matki swojej żony. To jego sinvalam; i odwrotnie, żona musi szanować i pracować dla ojca (ojców) i brata (braci) matki jej męża, którzy są jej sinvalam. Powyższe zobowiązania wobec powinowatych zdają się przesłaniać pozostałe obowiązki.


This is a fragment of my translation of Michael Young's report which you can find at: http://www.ulb.ac.be/soco/apft/GENERAL/PUBLICAT/RAPPORTS/YOUNG.HTM. If you're interested I can send you a complete translation but it gets over detailed later on.
The village in the picture is not really Woodlark (but close enough), because the only photos of Woodlark I found were the private ones and I wasn't sure if I could use them. Anyway, I recommend the gallery: http://picasaweb.google.com/Ddamon05

Sunday, March 22, 2009

Pride and Prejudice: The Second Proposal



- Panie Darcy, jestem niezwykle egoistyczną istotą i pragnąc przynieść ulgę moim własnym uczuciom, nie dbam o to, jak bardzo ranię pańskie. Nie potrafię już dłużej ukrywać wdzięczności za pana niespotykaną dobroć względem mojej biednej siostry. Odkąd tylko się dowiedziałam, nie mogłam się doczekać, by powiedzieć, jak niezmiernie jestem panu wdzięczna. Gdyby reszta mojej rodziny wiedziała o pana szczodrości, mogłabym dziękować nie tylko w swoim imieniu.

- Niezmiernie mi przykro – odparł Darcy głosem pełnym zaskoczenia i emocji – że została pani w ogóle poinformowana o tym, co źle zrozumiane, mogło wprawic panią w zakłopotanie. Nie sądziłem, że pani Gardiner jest osobą tak niegodną zaufania.

- Proszę nie winić mojej ciotki. Bezmyślność Lydii wcześniej zdradziła mi, że był pan uwikłany w tę sprawę; a ja, rzecz jasna, nie mogłam spocząć, dopóki nie poznałam szczegółów. Proszę pozwolić, że podziękuję panu jeszcze raz, w imieniu całej mojej rodziny, za pana wspaniałomyślność i współczucie, które wymusiły na panu tyle kłopotów i zmartwień, by móc ich odnaleźć.

- Jeśli upiera się pani, by mi podziękować – odpowiedział – to tylko w pani imieniu. Nie będę próbował zaprzeczać, że to pragnienie uszczęśliwienia pani, pośród innych przyczyn, kierowało moimi działaniami. Ale pani rodzina nic mi nie zawdzięcza. Z całym szacunkiem, jaki do nich żywię, myślałem wyłącznie o pani.

Elizabeth była zbyt zakłopotana, by powiedzieć choć słowo. Po krótkiej przerwie, jej towarzysz dodał:
- Jest pani zbyt szczodra, by ze mną grać. Jeśli pani uczucia wobec mnie są takie same jak w kwietniu, proszę natychmiast powiedzieć. Moje uczucia i pragnienia pozostały niezmienne, lecz jeśli pani chce, jedno słowo uciszy ten temat na zawsze.

Elizabeth, czując się coraz bardziej niezręcznie, zmusiła się w końcu do odpowiedzi; I natychmiast, choć trochę niezgrabnie, dała mu do zrozumienia, że jej sercu nastąpiły tak wielkie zmiany od tamtego okresu, że jego obecne starania wyzwalały w niej ogromną wdzięczność i wzruszenie. Na tą odpowiedz zalała go radość tak wielka, jakiej najprawdopodobniej nigdy dotąd nie odczuwał; i zareagował na jej słowa z takim ciepłem i rozwagą, na jaką tylko mógł się zdobyc człowiek zakochany do szaleństwa.

Gdyby Elizabeth była w stanie spojrzeć mu teraz w oczy, ujrzałaby głęboki zachwyt malujący się na jego obliczu, który ogarniał teraz jego serce. Lecz, choć nie mogła patrzec, mogła słuchać, jak mówi o uczuciach - i uświadamiając sobie ogrom jego miłości, cieszyła się nią bardziej z każdą chwilą.

Szli dalej, nie wiedząc nawet, w jakim kierunku. Za dużo było do myślenia, za dużo do odczuwania, by skupiać uwagę na czymkolwiek innym.
______________________________________________

Original version:

They walked towards the Lucases, because Kitty wished to call upon Maria; and as Elizabeth saw no occasion for making it a general concern, when Kitty left them she went boldly on with him alone. Now was the moment for her resolution to be executed, and, while her courage was high, she immediately said:

"Mr. Darcy, I am a very selfish creature; and, for the sake of giving relief to my own feelings, care not how much I may be wounding yours. I can no longer help thanking you for your unexampled kindness to my poor sister. Ever since I have known it, I have been most anxious to acknowledge to you how gratefully I feel it. Were it known to the rest of my family, I should not have merely my own gratitude to express."

"I am sorry, exceedingly sorry," replied Darcy, in a tone of surprise and emotion, "that you have ever been informed of what may, in a mistaken light, have given you uneasiness. I did not think Mrs. Gardiner was so little to be trusted."

"You must not blame my aunt. Lydia's thoughtlessness first betrayed to me that you had been concerned in the matter; and, of course, I could not rest till I knew the particulars. Let me thank you again and again, in the name of all my family, for that generous compassion which induced you to take so much trouble, and bear so many mortifications, for the sake of discovering them."

"If you will thank me," he replied, "let it be for yourself alone. That the wish of giving happiness to you might add force to the other inducements which led me on, I shall not attempt to deny. But your family owe me nothing. Much as I respect them, I believe I thought only of you."

Elizabeth was too much embarrassed to say a word. After a short pause, her companion added, "You are too generous to trifle with me. If your feelings are still what they were last April, tell me so at once. My affections and wishes are unchanged, but one word from you will silence me on this subject for ever."

Elizabeth, feeling all the more than common awkwardness and anxiety of his situation, now forced herself to speak; and immediately, though not very fluently, gave him to understand that her sentiments had undergone so material a change, since the period to which he alluded, as to make her receive with gratitude and pleasure his present assurances. The happiness which this reply produced, was such as he had probably never felt before; and he expressed himself on the occasion as sensibly and as warmly as a man violently in love can be supposed to do. Had Elizabeth been able to encounter his eye, she might have seen how well the expression of heartfelt delight, diffused over his face, became him; but, though she could not look, she could listen, and he told her of feelings, which, in proving of what importance she was to him, made his affection every moment more valuable.

They walked on, without knowing in what direction. There was too much to be thought, and felt, and said, for attention to any other objects.

Sunday, November 23, 2008

Barack Obama's Victory Speech

Witaj, Chicago. Jeśli jest tu ktoś, kto wciąż wątpi, że Ameryka jest miejscem, gdzie wszystko jest możliwe, kto ciągle zastanawia się, czy sen naszych założycieli jest nadal żywy, kto wciąż kwestionuje siłę naszej demokracji – dzisiaj otrzymasz swoją odpowiedź.


To odpowiedź zawarta na kartach wypisywanych w szkołach i kościołach w ilościach większych, niż ten naród kiedykolwiek widział, przez ludzi, którzy czekali po trzy, cztery godziny, wielu po raz pierwszy w swoim życiu, ponieważ wierzyli, że tym razem musi być inaczej, że ich głosy mogą coś zmienić.

To odpowiedź wypowiedziana przez młodych i starych, bogatych i biednych, demokratów i republikanów, czarnych, białych, Latynosów, Azjatów, Indian, gejów, heteroseksualistów, niepełnosprawnych i zdrowych. Amerykanów, którzy przesłali światu wiadomość, że nigdy nie byliśmy tylko mieszanką indywidualistów ani mozaiką czerwonych i niebieskich stanów.

Jesteśmy, i zawsze będziemy, Stanami Zjednoczonymi Ameryki.

To odpowiedź, która tym, których tak długo wpajano cynizm, lęk i wątpliwości w to, co możemy osiągnąć, kazała położyć dłoń na arce historii i popchnąć ją jeszcze raz ku nadziei lepszego jutra.

To była długa droga - lecz dzisiaj, dzięki temu, co zrobiliśmy tego dnia, w tych wyborach, w tym decydującym momencie, do Ameryki zawitał czas zmiany.

Nieco wcześniej tego wieczoru, otrzymałem niezwykle wdzięczny telefon od Senatora McCaina.

Senator McCain walczył długo i walecznie w tej kampanii. I walczył nawet dłużej i ciężej dla państwa, które tak kocha. Wycierpiał dla Ameryki bardziej niż większość z nas potrafi sobie choćby wyobrazić. Jesteśmy w dużo lepszej pozycji dzięki służbie tego dzielnego i altruistycznego przywódcy.

Gratuluję mu; gratuluję Gubernator Palin wszystkiego, czego osiągnęli. I mam nadzieję na współpracę z nimi w odnawianiu obietnicy tego narodu w ciągu nadchodzących miesięcy.

Chciałbym podziękować mojemu towarzyszowi w tej podróży, człowiekowi, który prowadził kampanię z całym oddaniem, i mówił w imieniu mężczyzn i kobiet, z którymi dorastał na ulicach Sctanton... I wracał pociągiem do Delaware, Wiceprezydentowi-elektowi Stanów Zjednoczonych, Joemu Biddenowi.

I nie stałbym dziś tutaj bez nieustającego wsparcia mojego najlepszego przyjaciela od 16 lat... opoki naszej rodziny, miłości mojego życia, przyszłej pierwszej damy narodu... Michelle Obamy.

Sasha i Malia… Kocham was obie bardziej niż możecie sobie wyobrazić. I zasłużyłyście na nowego zwierzaka, który przyjdzie z nami do naszego nowego, Białego Domu.

I chociaż nie ma jej już z nami, wiem, że moja babcia czuwa nade mną, razem z rodziną, która uczyniła mnie tym, kim dziś jestem. Tęsknię za nimi dzisiaj. Wiem, że mój dług wobec nich jest niezmierzony.

Dziękuję moim siostrom Mayi i Almie i wszystkim pozostałym braciom i siostrom dziękuję z całego serca za wasze wsparcie. Jestem wam bezgranicznie wdzięczny.

I mojemu menadżerowi kampanii, Davidowi Plouffe.... przemilczanemu bohaterowi tej kampanii, który, moim zdaniem, stworzył najlepszą polityczną kampanię w historii Stanów Zjednoczonych Ameryki.

Dziękuję mojemu głównemu strategowi, Davidowi Axelrodowi... który towarzyszył mi w każdym kroku tej drogi.

Dziękuję najlepszej ekipie wyborczej, jaka zebrała się w historii polityki... dzięki wam mogło się to wszystko urzeczywistnić, jestem wam dozgonnie wdzięczny za wysiłek, który włożyliście w to, by doprowadzić kampanię do końca.

Ale przede wszystkim, nigdy nie zapomnę, do kogo to zwycięstwo naprawdę należy. Należy do was. Należy do was.

Nigdy nie byłem najbardziej prawdopodobnym kandydatem na to stanowisko. Nie zaczęliśmy z dużą sumą pieniędzy ani z dużym poparciem. Nasza kampania nie wykluła się w salach Waszyngtonu; Zaczęła się w ogródkach Des Moines, pokoikach Concordu i na gankach Charleston. Została zbudowana przez pracujących mężczyzn i kobiety, którzy zrzucali się ze swoich oszczędności, po pięć, dziesięć, dwadzieścia dolarów na rzecz kampanii.

Wzrosła w siłę dzięki młodym ludziom, którzy obalili mit apatii ich pokolenia... którzy zostawili swoje domy i rodziny, by pracować za marne pieniądze i niewiele śpiąc.

Zaczerpnęła siłę z mniej młodych ludzi, którzy dzielnie walczyli z przenikliwym chłodem i skwarnym upałem by pukać do drzwi nieznajomych, i z milionów Amerykanów, którzy pracując bez wynagrodzenia udowodnili, że ponad dwa stulecia później rząd złożony z obywateli, wybrany przez obywateli i dla obywateli nie zniknął z powierzchni Ziemi.

To wasze zwycięstwo.

I wiem, że nie dokonaliście tego tylko po to, by wygrać wybory. I nie dokonaliście tego dla mnie.

Uczyniliście to, bo rozumiecie ogrom wyzwania, jakie przed nami stoi. Bo nawet dziś, kiedy świętujemy, wiemy, że wyzwania, jakie przyniesie nam jutro są większe niż kiedykolwiek w naszym życiu – dwie wojny, planeta w niebezpieczeństwie, największy kryzys finansowy w tym stuleciu.

Nawet dziś, kiedy tu stoimy, pamiętamy o dzielnych Amerykanach budzących się właśnie na pustyniach Iraku i w górach Afganistanu, by ryzykować dla nas swoim życiem.

Pamiętamy o matkach i ojcach, którzy utuliwszy swoje dzieci do snu, leżą bezsennie i zastanawiają się jak spłacą czynsz, albo jak zapłacą za lekarstwa, albo jak zaoszczędzą na wykształcenie swoich dzieci w college’u.

Trzeba znaleźć nową energię do walki, stworzyć nowe prace, zbudować nowe szkoły i załagodzić zagrożenia, odbudować sojusze.

Droga przed nami będzie długa. Nasza wspinaczka będzie stroma. Możliwe, że nie osiągniemy tego wszystkiego w ciągu jednego roku lub może nawet jednej kadencji - jednak, Ameryko, nigdy nie byłem bardziej pełen nadziei niż dzisiaj, że to osiągniemy.

Obiecuję wam: my, jako ludzie, osiągniemy to.

Będą niepowodzenia i falstarty. Znajdzie się na pewno wielu takich, którzy nie zgodzą się z każdą decyzją albo polityką, którą będę prowadził. I wiemy, że rząd nie może rozwiązać każdego problemu.

Ale zawsze będę z wami szczery w sprawie wyzwań, jakie przed nami stoją. Będę was słuchał, zwłaszcza, gdy nie będziemy się zgadzali. I, przede wszystkim, będę was prosić o współprace w dziele odnowy tego narodu, w jedyny sposób, jaki istniał w Ameryce od 221 lat – kamień za kamieniem, cegła za cegłą, niezmordowana ręka za niezmordowaną ręką.

To, co zaczęło się 21 miesięcy temu w głębi ziemi nie może umrzeć się tego jesiennego wieczoru.

Samo zwycięstwo nie przyniesie nam jeszcze oczekiwanej zmiany. Jest jedynie szansą dla nas, by dokonać tej zmiany. I nic nie osiągniemy, jeśli wrócimy do poprzedniego stanu rzeczy.

Nic nie może się stać bez waszego udziału, bez nowego ducha służby, bez nowego ducha poświęcenia.

Więc wezwijmy ten nowy duch patriotyzmu, odpowiedzialności, w którym każdy z nas zdecyduje się pomóc i pracować ciężej i zaopiekować się nie tylko sobą, ale innymi.

Pamiętajmy o tym, jeśli ten kryzys finansowy nauczył nas czegokolwiek, że nie możemy mieć świetnie prosperującego Wall Street, kiedy Main Street bankrutuje.

W tym państwie, powstajemy lub upadamy jako jeden naród, jeden lud. Musimy się więc oprzeć pokusie by pogrążyć się w tym samym bagnie stronniczości, małostkowości i niedojrzałości, w którym tak długo tkwiła nasza polityka.

Pamiętajmy, że to człowiek z tego stanu pierwszy poniósł sztandar Patrii Republikańskiej do Białego Domu, partii zbudowanej na wartościach samowystarczalności, wolności osobistej i jedności narodowej.

To wartości, które wszyscy wyznajemy. I chociaż Partia Demokratyczna odniosła dziś wspaniałe zwycięstwo, odnieśliśmy je z pewną dozą pokory, i z determinacją, by znieść podziały, które hamowały nasz rozwój.

Jak Lincoln powiedział do narodu znacznie bardziej podzielonego niż nasz, „nie jesteśmy wrogami, ale przyjaciółmi. Choć więzy naszej przyjaźni zostały nadszarpnięte, nie możemy ich zerwać.

I dziękuję tym wszystkim Amerykanom, na których poparcie jeszcze muszę sobie zapracować, i chociaż nie wygrałem dziś waszego głosu, słyszę was. Potrzebuję waszej pomocy. I będę także waszym prezydentem.

I tym wszystkim, którzy oglądają nas teraz z zza naszych brzegów, z parlamentów i pałaców prezydenckich, tym, którzy upychają się wokół radia w zapomnianych kątach świata; każdy z nas ma własne życie, ale mamy jedno wspólne przeznaczenie i nowy świt Amerykańskiego przywództwa nadejdzie niebawem.

Tym, którzy chcą rozerwać świat na strzępy, mówię dziś: Pokonamy was. Tym, którzy szukają pokoju i bezpieczeństwa mówię: Pomożemy wam. A tym wszystkim, którzy zastanawiają się czy w Amerykanach wciąż tli się ogień: Dziś udowodniliśmy, kolejny raz, że siła naszego narodu nie tkwi w potędze naszej armii ani w wielkości naszego skarbu, ale w nieśmiertelnej mocy naszych ideałów: demokracji, wolności, możliwości i niegasnącej nadziei.

Oto prawdziwa wielkość Ameryki: Ameryka potrafi się zmieniać. Nasza unia może się udoskonalać. To, co do tej pory osiągnęliśmy, daje nam nadzieję na to, co możemy i musimy osiągnąć jutro.

Tegoroczne wybory dały początek wielu precedensom i historiom, które będą opowiadane przez pokolenia. Ale jedna przychodzi mi teraz do głowy: historia o kobiecie, która oddała głos w Atlancie. Zupełnie jak miliony Amerykanów, którzy stali w kolejkach, by usłyszano ich głosy w tych wyborach – jednak różni się od nich w jednym: Ann Nixon Cooper ma 106 lat.

Jej pokolenie przyszło na świat niedługo po zniesieniu niewolnictwa, w czasie, kiedy na drogach nie było samochodów, a na niebie samolotów. W czasie, kiedy ktoś tak jak ona nie mógł głosować z dwóch powodów – ponieważ była kobietą i z powodu koloru jej skóry.

I dziś, myślę o wszystkim, co widziała przez to stulecie w Ameryce – złamane serca i nadzieję; walkę i postęp; czasy, kiedy mówiono, że się nie da, i ludzi, którzy próbowali stłamsić to, w co Amerykanie wierzą najmocniej: Tak, możemy.

W tym czasie, kiedy uciszano głosy kobiet i zatruwano ich nadzieję, ona widziała, jak powstają i podnoszą głos, i sięgają po prawo wyborcze. Tak, możemy.

Wtedy, gdy rozpacz rządziła na kontynencie, ona widziała, jak naród pokonuje swój strach poprzez Nowy Ład, nowe prace, nowe poczucie wspólnego celu. Tak, możemy.

Gdy bomby spadały na naszą przystań i tyrania zastraszała świat, ona była świadkiem, jak wielkoduszność pokolenia ocaliła demokrację. Tak, możemy.

Była tam, gdzie autobusy w Montgomery, węże pożarowe w Birmingham, most w Selmie, i kaznodzieja z Atlanty, który nauczał ludzi, że „damy sobie radę”. Tak, możemy.

Człowiek stanął na księżycu, mur w Berlinie runął, świat został zjednoczony dzięki naszej nauce i wyobraźni.

I tego roku, podczas tych wyborów, Ann dotknęła palcem ekranu, by oddać swój głos, bo po 106 latach w Ameryce, po najlepszych czasach i najciemniejszych godzinach, wie, że Ameryka potrafi się zmieniać. Tak, możemy.

Ameryko, zaszliśmy tak daleko. Widzieliśmy tak wiele. Ale jeszcze więcej jest do zrobienia. Więc dziś wieczorem, zapytajmy siebie – jeśli nasze dzieci dożyją następnego stulecia, jeśli moje córki będą miały szczęście żyć tak długo jak Ann Nixon Cooper, jakie zmiany zajdą na ich oczach? Jakiego postępu dokonamy?

To nasza szansa, by odpowiedzieć na to pytanie. To nasza chwila.

To nasz czas, czas, by przywrócić ludziom pracę i otworzyć możliwości naszym dzieciom; by odbudować dobrobyt i głosić pokój; by wskrzesić Amerykański sen i potwierdzić tę fundamentalną prawdę, że, spośród wielu, jesteśmy jednym; że dopóki oddychamy, mamy nadzieję. I gdzie spotkamy się z cynizmem, wątpliwościami i sceptycyzmem w to, że możemy – odpowiemy tym wiecznie żywym wyznaniem wiary, które w całości wyraża ducha ludu: Tak, możemy.

Dziękuję wam. Niech Bóg was błogosławi. I niech pobłogosławi Stany Zjednoczone Ameryki.


______________________________________________

Today I tried to do some interpreting while watching Obama's victory speech on Youtube. I knew that interpreting is much different from translating written text, I knew it's a tough challenge. Well, it sucks :[ So I'll better stick to translating.



You can find original speech at youtube or see a transcription
.

Friday, November 7, 2008

He wishes for the Cloths of Heaven


Gdybym miał szatę niebios


Gdybym miał niebios wyszywaną szatę,
Przeplataną złotym i srebrnym światłem,
Niebieską, przydymioną i ciemną szatę
Ze światła dnia, zmierzchu i nocy,
Rozpostarłbym ją pod Twymi stopami;
Lecz, będąc biednym, mam tylko swe marzenia;
Rozpostarłem je u Twoich stóp;
Stąpaj miękko, bo stąpasz po moich marzeniach.

______________________________________________

I simply fell in love with this poem. I guess you can't really see it unless you can imagine the dim sky at dusk, which grows darker and darker with every minute, and then you see the first star, so little and pale. And just before that, you can almost see the "blueness" of everything around you! For me it's a really sacred experience... As for the last two sentences, they always bring to my mind the scene in the church from the 'Equilibrium', a movie which really helps to understand the poem. There's this enigmatic word "softly" in the last line; can it stand for "carelessly" or "carefully"? Being influenced by the movie, I would say: both. "I have spread my dreams under your feet" means: "I have put my trust and hope in you, along with all my dreams and my effort to fulfill them; try not to lose what I have achieved, but take care of my dreams, when I will be no longer able to dream. Hovewer, now it's your responsibility; If you want to destroy all I was trying to build, it's your choice."
______________________________________________

He wishes for the Cloths of Heaven
by W.B. Yeats

Had I the heavens' embroidered cloths,
Enwrought with golden and silver light,
The blue and the dim and the dark cloths
Of night and light and the half-light,
I would spread the cloths under your feet:
But I, being poor, have only my dreams;
I have spread my dreams under your feet;
Tread softly because you tread upon my dreams.


You can find original Yeats' poetry as well as Polish translations
at http://www.yeats.art.pl/

The Necessity of Chivalry

C.S. Lewis – Przymus rycerstwa

Słowo „rycerstwo” miało w ciągu wieków wiele różnych znaczeń – od ciężkiej kawalerii po ustępowanie kobiecie miejsca w tramwaju. Lecz jeśli chcemy zrozumieć ideał rycerstwa w rozróżnieniu z innymi ideałami – jeśli chcemy odseparować tą szczególną koncepcję mężczyzny jakim-powinien-być jako kulturalną spuściznę średniowiecza – nie istnieje chyba lepsza droga niż poprzez odwołanie się do słów wypowiedzianych do największego fikcyjnego rycerza wszechczasów w Morte d’Arthur Thomasa Malory. „Byłeś najdworniejszym mężem”, mówi Sir Ector do martwego Lancelota. „Byłeś najdworniejszym mężem, jaki jadał pośród niewiast; i byłeś najsroższym rycerzem dla twych śmiertelnych wrogów, jaki dzierżył włócznię”.

Ważnym aspektem tego ideału jest niewątpliwie podwójne wymaganie jakie stawia ludzkiej naturze. Rycerz to mężczyzna z krwi i żelaza, mężczyzna przyzwyczajony do widoku zgniecionych twarzy i rozerwanych kikutów zmasak-rowanych kończyn; jest także dobrze wychowanym, prawie zniewieściałym, towarzyszem uczt, delikatnym, cichym i spokojnym człowiekiem. Nie jest tylko kompromisem ani złotym środkiem pomiędzy okrucień- stwem a łagodnością; jest waleczny do n-tej potęgi i dworny do n-tej potęgi. Kiedy Lancelot usłyszał, jak ogłaszają go najwspanialszym rycerzem na świecie, „płakał niczym dziecko, które zostało zbite”.

Jak istotny, możesz zapytać, jest ideał rycerstwa we współczesnym świecie? Jest niesłychanie istotny. Niekoniecznie jest praktykowany – średniowiecze nieustannie zawodziło we wprowadzeniu go w życie – ale z pewnością jest praktyczny; tak jak fakt że człowiek na pustyni musi znaleźć wodę lub umrzeć.

Postawmy sprawę jasno: ideał jest paradoksem. Większość z nas, wyrastając pośród ruin rycerskiej tradycji, została nauczona w młodości, że znęcanie się nad słabszymi jest tchórzostwem. Nasz pierwszy tydzień w szkole obalił to kłamstwo, wraz z przeświadczeniem że prawdziwie odważny człowiek jest zawsze łagodny. Jest to wierutne kłamstwo, ponieważ średniowieczny wymóg wobec ludzkiej natury nie przewiduje współczesnych, prawdziwych realiów tego świata. Co gorsza, uznaje za naturalny stan rzeczy coś, co w swojej istocie jest ideą, nigdzie tak naprawdę nie osiągniętą, i nigdzie nie osiągniętą bez mozolnego wysiłku. Homeryczny Achilles nie ma pojęcia o nakazie, by wraz z odwagą szła łagodność i miłosierdzie. Zarzyna ludzi, kiedy błagają o litość albo bierze ich w niewolę, by zabijać dla rozrywki. Bohaterowie Sag też o niczym nie wiedzą; są tak nieugięci w zadawaniu bólu, jak uparci w wytrzymaniu go. Atilla „miał zwyczaj wywracać oczami w dzikim szale, kiedy pragnął radować się okrucieństwem, jakie rozsiewał wśród ludzi”. Nawet Rzymianie, kiedy waleczni wrogowie wpadali w ich ręce, wlekli ich przez drogi, by poderżnąć im gardła w lochach, gdy przedstawienie dobiegło końca. W szkole dowiadujemy się, że bohater pierwszej połowy XV wieku mógł być równie dobrze krzykliwym, aroganckim, górującym nad innymi zbirem. Podczas ostatniej wojny często przekonywaliśmy się, że człowiek „nieoceniony w akcji” to ktoś, dla kogo w czasie pokoju nie mogliśmy znaleźć żadnego miejsca poza poligonem wojskowym na wrzosowiskach w Dartmoor. To właśnie naturalny heroizm – heroizm poza rycerską tradycją.

Średniowieczny ideał splótł ze sobą dwie koncepcje, które nie mają żadnej naturalnej tendencji do przyciągania się; splótł je ze sobą nie bez powodu. Nauczył wielkiego wojownika pokory i wyrozumiałości, ponieważ każdy wiedział z własnego doświadczenia, jak bardzo potrzebował tej lekcji. Zażądał męstwa od wytwornego i cichego dworzanina, bo każdy wiedział, jak niedaleko mu do maminsynka.

Dzięki temu, średniowiecze skierowało się na jedyną nadzieję w świecie. Być może nie da się wytworzyć tysięcy mężczyzn, którzy łączą obie strony charakteru Lancelota. Ale jeśli to niemożliwe, to cała gadka o trwającej szczęśliwości i godności w ludzkiej społeczności to jedna wielka bzdura.

Nie mogąc stworzyć Lancelotów, ludzkość musi rozłamać na dwie części: tych, którzy radzą sobie z krwią i żelazem, ale nie potrafią być „dworni pośród niewiast” oraz tych, którzy są dworni, ale nieużyteczni w bitwie – ponieważ trzecia grupa ludzi, którzy są brutalni w czasie pokoju i tchórzliwi na polu bitwie, nie podlega dyskusji. Gdy dostrzeżemy ten rozłam, historia ludzkości staje się niezwykle prosta. Starożytna historia Bliskiego Wschodu brzmi wówczas tak: rój krzepkich barbarzyńców wylewa się ze swych wyżyn i wymazuje cywilizację. Z czasem cywilizują się i miękną. Wtedy nadchodzi nowa fala barbarzyńców i zmazuje tych poprzednich - i tak koło się zatacza. Współczesny mechanizm wcale się nie zmienił; jedynie urzeczywistnił ten sam proces na większej skali. W istocie, nie może się zdarzyć nic innego, gdy podzielimy ludzkość na wykluczające się klasy „walecznych” i „dwornych”. I nie zapominajmy, że taki jest naturalny stan tych klas. Człowiek, który łączy obie cechy – rycerz – jest dziełem nie natury lecz sztuki; sztuki, która ma za swój środek przekazu nie płótno ani marmur, lecz ludzkie istnienia.

W dzisiejszym świecie istnieje „liberalna” czy „oświecona” tradycja, która postrzega bojowniczą stronę ludzkiej natury jako czyste, pierwotne zło i uznająca koncepcję rycerstwa za część „fałszywego splendoru” wojny. Istnieje też nowo-heroiczna tradycja dostrzegająca w koncepcji rycerstwa kruchą sentymentalność, zdolną wywołać z grobu (to płytki i niespokojny grób!) przedchrześcijańską dzikość Achillesa poprzez „zew współczesności”. Już u Kiplinga bohaterskie cechy jego ulubionych podwładnych są niebezpiecznie oddalone od dworności i dobrego wychowania. Nie można sobie wyobrazić dorosłego Stalkeya w jednym pokoju z najlepszym z kapitanów Nelsona, tym bardziej z Sidneyem! Te dwie tendencje pomiędzy nimi tkają całun świata.

Na szczęście żyjemy lepiej niż piszemy, lepiej niż zasługujemy. Lancelot nie jest jeszcze niewskrzeszalny. Niektórym z nas wojna ukazała zaskakujące odkrycie, że po dwudziestu latach cynizmu i koktajli rycerskie cnoty pozostały nienaruszone wśród młodszego pokolenia i gotowe, by ujawnić, gdy ich potrzebowano. Ale wraz z tą „dzielnością” przychodzi też „dworność”; o ile mi wiadomo, młodzi piloci w Royal Air Force (którym od czasu do czasu zawdzięczamy nasze życia) nie są w niczym mniej, lecz bardziej wytworni i uprzejmi niż model z 1915 roku.

W skrócie, tradycja zapoczątkowana przez średniowiecze jest nadal żywa. Ale utrzymanie tego życia zależy, po części, od wiedzy, że rycerska osobowość jest sztuką, nie naturą – czymś co musi być osiągane, nie czymś, co możemy zakładać. I ta wiedza nabiera wagi wraz z demokratyzacją świata. W poprzednich wiekach szczątki rycerstwa były trzymane przy życiu dzięki szczególnej klasie, od której rozprzestrzeniały się na inne klasy częściowo poprzez imitację, a częściowo gwałtem. Teraz, jak na to wygląda, ludzie muszą być albo rycerscy dzięki sobie samym, albo wybrać między dwoma pozostałymi opcjami brutalności i delikatności. Problem ten, w istocie, nakłada się na generalny problem społeczeństwa klasowego, który jest za rzadko wspominany. Czy etos społeczeństwa będzie syntezą tego, co najlepsze we wszystkich klasach, czy też zwykłym odpadem, do którego wrzucamy niezjedzone resztki po ideałach? Lecz to zbyt obszerny temat na niedopałek artykułu. Mój temat to rycerstwo. Próbowałem wykazać, że stara tradycja jest praktyczna i żywa. Ideał ucieleśniony w Lancelocie to „ucieczka w marzenia” w sensie zupełnie sprzecznym z jego zwykłym znaczeniem. Ucieczka oferuje nam jedyną możliwą drogę w świecie podzielonym na wilki które nie potrafią zrozumieć, i owce które nie potrafią obronić rzeczy dla których warto żyć. Była także pogłoska w poprzednim stuleciu, że wilki stopniowo wyginą drogą naturalnej ewolucji; ale to chyba jednak gruba przesada.


You can find a passage from original essay at the blog http://yourdailycslewis.blogspot.com/2005/08/necessity-of-chivalry.html, which inspired me to create this one :)
Feel free to use any of my translations, just please let me know :)